Newsy

Mecz na szczycie bez zwycięzcy

W sobotnie popołudnie na Z18 doszło do ligowego meczu na szczycie. ŁKS przystępował do 7. kolejki rozgrywek jako wicelider i gościł prowadzącą w tabeli Unię Skierniewice. Jak się okazało, starcie nie wyłoniło zwycięzcy, a piłkarze trenera Sochy utrzymali fotel lidera.

W Łomży od początku wydarzenia czuć było dużą wagę sobotniego spotkania. Na trybunach zasiadło blisko 1000 kibiców, a rezultat spotkania miał przesądzić o tym, kto przystąpi do następnej kolejki jako lider Betclic 3. Ligi grupy I.

W pierwszych fragmentach meczu obie ekipy toczyły walkę o środek pola. W 6. minucie gry Rafał Maćkowski otrzymał podanie na lewym skrzydle i pomknął nim, po czym wyłożył piłkę Hubertowi Antkowiakowi. Napastnik ŁKS-u nie pomylił się z bliskiej odległości, lecz chwilę wcześniej sędzia odgwizdał spalonego.

Bardzo aktywny od pierwszego gwizdka był Aghvan Papikyan – zawodnik Unii w 13. minucie podał do Kamila Sabiłły, lecz ten uderzył nad bramką. Kilkadziesiąt sekund później pomocnik Skierniewic sam oddał groźny strzał z okolic 20 metra, ale Adrian Olszewski skutecznie interweniował.

Kolejne fragmenty meczu obfitowały w uderzenia z dystansu, a także próby kontrataków z obu stron. W 26. minucie Mateusz Cegiełka oddał niebezpieczny, techniczny strzał z daleka, jednak między słupkami ponownie dobrze zachował się Olszewski, który obronił uderzenie na rzut rożny.

W 34. minucie gry długie podanie na prawym skrzydle doskonale przyjął Adrian Bielka. Gracz ŁKS-u minął Mateusza Szmyda i płaskim podaniem odnalazł Huberta Antkowiaka. Napastnik z numerem 29 na koszulce wykończył szybką akcję z kilku metrów i to gospodarze z Łomży cieszyli się z prowadzenia!

Końcówka 1. części meczu to inicjatywa przyjezdnych – przed przerwą Szmyd i Papikyan rozegrali dwójkową akcję, jednak strzał 30-latka został zablokowany, a chwilę później Kamil Sabiłło nie przyjął piłki najlepiej i zaprzepaścił okazję do wyjścia sam na sam z Olszewskim. Po 45 minutach ŁKS prowadził 1:0.

Po przerwie piłkarze ze Skierniewic kontynuowali swoje ataki i mieli kilka okazji do wyrównania. Akcji indywidualnej próbował ponownie Papikyan , a w 51. minucie Oskar Melich odzyskał piłkę 25 metrów od bramki ŁKS-u, ale akcja 3 na 3 została zatrzymana przez defensywę gospodarzy.

W 63. minucie solową akcję przeprowadził natomiast Jakub Czarnecki – gracz Unii zwodem minął 2 graczy ŁKS-u, jednak jego uderzenie z wewnątrz pola karnego przeleciało nad poprzeczką. Kilkadziesiąt sekund później bombę z okolic 30 metra posłał Adrian Bielka, lecz Stanisław Pruszkowski odbił futbolówkę na rzut rożny.

W kolejnych minutach mecz się nieco podostrzył, a żółte kartki za przerwanie kontrataków otrzymali Kamil Wenger i Sebastian Zieleniecki. W 73. minucie gry szalenie aktywny w ofensywie gości Papikyan oddał strzał z okolic 16 metra – piłka odbiła się od jednego z obrońców i fenomenalną interwencją na refleks po rykoszecie popisał się nie po raz pierwszy Adrian Olszewski.

W 80. minucie gry o wybitą na środek boiska piłkę powalczył Cezary Sauczek, który chwilę wcześniej pojawił się na murawie. Oliwier Michułka popełnił w tej sytuacji błąd i gracz ŁKS-u wyszedł sam na sam z bramkarzem. Wracający gracz Unii zdaniem sędziego faulował zawodnika z Łomży tuż przed polem karnym, a co za tym idzie, arbiter pokazał młodemu piłkarzowi ze Skierniewic czerwoną kartkę.

Chwilę później dośrodkowanie z lewej strony boiska w pole karne ŁKS-u wykonał gracz Unii. Piłka przeszła przez centralną część pola karnego, a akcję z kilku metrów skutecznie zamknął Jakub Czarnecki. Unia grając w osłabieniu wyrównała zatem stan meczu na 1:1. 

Do końca spotkania każdy z zespołów dążył do zdobycia bramki na 2:1, jednak klarownych sytuacji nieco brakowało. Patryk Winsztal minął na skrzydle dwóch rywali, jednak jego wrzutki w pole karne nikt nie zdołał zamknąć. Hubert Antkowiak w ostatnich sekundach meczu chciał uderzyć piłkę z pół-obrotu, ale trafił w głowę rywala i otrzymał żółty kartonik. Finalnie rywalizacja zakończyła się zatem podziałem punktów.

Po spotkaniu udało mi się zamienić kilka słów z Kamilem Wengerem, który po zejściu Rafała Maćkowskiego pełnił rolę kapitana.

„Może nie rozczarowanie, ale na pewno niedosyt. Powinniśmy ten mecz kontrolować po czerwonej kartce, a straciliśmy bramkę z najmniej groźnej sytuacji. To boli, widzę po chłopakach zdenerwowanie i rozgoryczenie, ale to pokazuje nasze ambicje – ambicje całej drużyny, sztabu szkoleniowego i zarządu. Z drugiej strony nikt jeszcze we wrześniu nie wygrał ligi, ani nie spadł. Był to mecz dwóch bardzo dobrych, mógłbym powiedzieć, że drugoligowych drużyn” – opowiadał Wenger na gorąco po końcowym gwizdku.

Na pytanie, czy mecz z liderującą Unią był trudniejszy niż poprzednie, stoper ŁKS-u odpowiadał: „Był to mecz specyficzny. W takich meczach często decydują sprawy, powiedziałbym, wojownicze. Wiadomo, to jest gra w piłkę, dochodzi do tego taktyka, ale zaangażowanie w takich meczach przeważa na wynik.”

Autor: Łukasz Sobieszuk