Przerwana passa ŁKS-u
Sporo futbolu, dużo walki, ale i piłkarskich szachów tak w skrócie można określić to co zobaczyliśmy na Stadionie Miejskim w Łomży. ŁKS przegrał 0:1 z Turem i w związku z wynikami innych spotkań spadł z trzeciego miejsca w tabeli IV ligi podlaskiej. Była jednak szansa na wygraną bo Biało-Czerwoni byli stroną przeważającą i mieli kilka okazji do strzelenia goli. Porażka w żaden sposób nie powoduje, że ŁKS nie ma o co grać – przed nami jeszcze 26 kolejek i zapewne i my i Tur, a nawet Wissa straci niejeden punkt. Faktem jest, że po meczu cieszyli się przyjezdni, którzy którzy wciąż mają status zespołu niepokonanego i osiągnęli swój cel. Gospodarze na pewno nie mogą być zadowoleni, bo gdzie mają wygrywać i zdobywać potrzebne punkty jeśli nie na własnym stadionie.
ŁKS 1926 przystąpił do tego spotkania mocno przemeblowany. Urazy m.in. Dawida Ostaszewskiego i Wiktora Walczaka wymusiły występ Roberta Speichlera i Krystiana Pawczyńskiego. I niestety to było widać na murawie, że zawodnicy Ci nie są podstawowymi wyborami szkoleniowca.
Pierwsze 30 minut należało do Tura, który posiadał przewagę, niekiedy dość znaczną ale nie potrafił się przebić pod bramkę Kamila Ulmana. Kolejny raz okazało się że gra przeciwko przeciwnikowi, który gra wysokim pressingiem to nie jest mocna strona ŁKS-u. Szczególnie było to widać na skrzydłach gdzie nawet gdy jednemu z atakujących ŁKS-u udało się przebić to od razu doskakiwał jeden z zawodników Tura i kasował akcję. Dopiero w 25 minucie, po niezbyt zaskakującej akcji gości piłka po strzale głową Krzysztofa Cugowskiego znalazła drogę do siatki, jednak sędzia odgwizdał chwilę wcześniej spalonego. Nic to nie dało do myślenia łomżanom, którzy wciąż na wiele pozwalali rywalom. 3 minuty pozniej Paweł Łochnicki po rzucie rożnym otrzymał piłkę na czternastym metrze i ponownie umieścił ją w bramce Ulmana. Fakt, że goście wykorzystali to, że Reinaldo Melão był opatrywany przez służbę medyczną za bramką ŁKS, ale przecież nikt nie ma o to do nich pretensji – nie wierzę, że nasza drużyna czekałaby ze wznowieniem, gdyby była na miejscu Tura. Po kilku minutach od tego wydarzenia nieco lepiej zaczęli spisywać się gospodarze ale i tutaj bardzo dobrze radząca sobie defensywa biało-niebieskich na niewiele pozwała łomżanom. Koniec I połowy należał do ŁKS-u, który w odstępie kilku minut stworzył dwie ciekawe akcje ofensywne. Najpierw do piłki zagranej ze środka boiska przez Daniela Kacprzyka przed polem karnym doszedł Łukasz Wojno ale pogubił się w szesnastce Tura. Kilkadziesiąt sekund przed gwizdkiem III-ligowego na co dzień sędziego Konrada Lewończuka po podaniu Tomasza Brzozowskiego do piłki doszedł ponownie Wojno, którzy uderzył jednak w środek bramki gdzie Patryk Sidun nie miał problemów z wyłapaniem futbolówki. Tak więc obydwa zespoły (zwłaszcza ŁKS) niewiele pokazały w pierwszej połowie i kibice pełni nadziei na zmianę stylu gry zespołów czekali na drugą część meczu.
Ta rozpoczęła się nieco żywiej i przede wszystkim było więcej akcji ofensywnych z obydwu stron. Najpierw jednak przy wyjściu na tzw. czystą pozycję tuż przed polem karnym sfaulowany został przez Łochnickiego Tomasz Brzozowski. Atak wyraźnie miał na celu pozbawienie kapitana ŁKS-u możliwości znalezienia się sam na sam z Sidunem, a nie odebranie mu piłki, na to bowiem bielszczanin nie miał już dawno szans. Sędzia napomniał strzelca bramki tylko żółtą kartką. Sędzia trzecioligowy, należy przypomnieć. Warto też zaznaczyć, że mimo że znajdował się kilkanaście metrów za akcją, nie próbował nawet skonsultować swojej decyzji z asystentem. Ot, nieomylny pan.
Trzeba przyznać, że rywale mieli dużo szczęścia, a Biało-Czerwonym, mimo stworzenia kilku dogodnych sytuacji, nic wpaść nie chciało. Ok. 10 minut przed końcem podstawowego czasu gry sędzia Lewończuk podyktował rzut karny dla łomżan. Niestety radość gospodarzy trwała kilkadziesiąt sekund, bo po do piłki podszedł Kamil Ulman i strzałem w środek bramki ułatwił Sidunowi obronę „jedenastki”. Już w doliczonym czasie gry Biało-Czerwoni reklamowali jeszcze jeden rzut karny za faul Rafała Kulikowskiego, który chwytem za szyję przewrócił Filipa Cudakiewicza. Gwizdek sędziego Konrada Lewończuka wciąż milczał. Czy był faul? Na materiale filmowym wyraznie widać, jak zawodnik w białej koszulce chwyta młodego łomżyniaka, a ten pada na murawę. Bielszczanie w ogóle w tym meczu grali ostro, a gwizdek Pana Lewończuka na wiele im pozwalał. Po akcji w polu karnym Tura sędzia zakończył ten mecz. Porażka na własnym stadionie boli, zwłaszcza poniesiona z przeciwnikiem, z którym można (i należało) wygrać.
Porażka u siebie jest złym wynikiem, ale od drużyny z czołówki tabeli można oczekiwać dużo lepszej gry przez CAŁE spotkanie. Meczu nie zaczyna się od 0:1. Tyle że jak wiadomo ŁKS jest nieobliczalny. Był taki zawsze odkąd pamiętam. Szkoda bo była szansa na wygraną, chociaż Tur postawił ciężkie warunki. Niestety zabrakło trochę jakości i szczęścia w ofensywie. W obronie było całkiem przyzwoicie choć niestety nie obyło się trochę bez dość niepewnej gry. Zawiodła tym razem pomoc, co było spowodowane występem dwóch zawodników, którzy dopiero niedawno zdecydowali się na powrót do drużyny (Pawczyński) lub grali mniej (Speichler). Zdecydowanie potrzebny jest ktoś potrafiący sterować swoimi kolegami. Gdy grał „Wicia” Walczak jednak to wygląda o wiele lepiej. Tak samo było w ubiegłym sezonie, w którym zespół grał dobrze mając w środku właśnie Walczaka. Wszystko jednak wskazuje, że Speichler będzie musiał dłużej poradzić sobie bez tego piłkarza. Słabiej niż zwykle spisali się nasi boczni obrońcy, którzy zbyt rzadko starali się pomagać w ataku i mogli pokazać o wiele-wiele więcej. Szkoda zwłaszcza bojaźliwej interwencji Igora Cychola w 28 minucie, który w ostatniej chwili nie zdecydował się na zablokowanie strzału Łochnickiego po którym padła jedyna bramka w tym meczu. Fundamentem straty gola było jednak zbyt krótkie wybicie piłki z pola karnego przez Daniela Kacprzyka, co nie powinno się zdarzyć tak doświadczonemu piłkarzowi. Cóż – bywa. Spore chęci do gry miał Brzozowski, co – proszę naszego kapitana o wybaczenie – nie jest u tego piłkarza oczywiste. W ataku zabrakło swobody, którą prezentowali w poprzednich meczach Wojno i Mateusz Jastrzębski.
Co po porażce? Nic. Sezon trwa. Jeszcze niejedna drużyna z czołówki straci punkty. Trzeba popracować z zawodnikami by odbudowali formę albo poszukać alternatyw w obliczu kontuzji zaczynających trapić zespół. O psychikę się nie martwię – nie wątpię, że sędziowanie w meczu z Turem obudzi w Biało-Czerwpnych złość. Teraz przed ŁKS 1926 również niełatwy wyjazd do Augustowa a potem równie ciężki jak środowy egzamin, bo mecz z Wissą na Stadionie Miejskim w Łomży. I miejmy nadzieję że łomżanie wrócą na ścieżkę wygranych meczów.
ŁKS 1926 – Tur Bielsk Podlaski 0:1 (0:1)
Gol: Łochnicki (28)
ŁKS 1926: Ulman – Kadłubowski, Melão, Cendrowski, Cychol (86 Cudakiewicz) – Pawczyński (70 Dzierzgowski), Kacprzyk (73 Zmierczak), Speichler, Brzozowski, Jastrzębski – Wojno (80 Tomczyk)
Trener: Robert Speichler
Tur: Sidun – Mróz, P. Kosiński, Łochnicki, K. Kulikowski – Stypułkowski (75 R. Kulikowski), Lewczuk, Rogowski, Niemczynowicz (68 Kiersnowski), Walczuk (88 Daniłowski) – Cudowski)
Trener: Paweł Bierżyn
Żółte kartki: Zmierczak (ŁKS 1926), Łochnicki, Lewczuk, Kiersnowski, R. Kulikowski (Tur)
Sędzia: Konrad Lewończuk (Białystok)
I jeszcze słów kilka o sędziowaniu. Już dawno wyrosłem z wieku, w którym winę za niepowodzenia zrzucałem na sędziów. Tym razem również nie mam takiego zamiaru. Jednak od sędziego, który został specjalnie ściągnięty z wyższej ligi, należy oczekiwać że nie będzie się zachowywał jak nieopierzony amator z A klasy. A – obejrzyjcie materiał filmowy z mylomza: ŁKS – Tur, Pan Lewończuk nie wypaczył wyniku, ale wydatnie utrudnił Biało-Czerwonym zadanie.
Tekst: S/m